sobota, 30 września 2017

St Clement Danes

Do kościoła St Clement Danes trafiłam przypadkiem, spacerując ulicą Strand. Zainteresowała mnie tablica informująca, że jest to oficjalny kościół RAF-u, angielskich sił powietrznych (albo raczej "królewskich sił powietrznych", oficjalna nazwa brzmi bowiem Royal Air Force). Pierwszy kościół w tym miejscu postawili w IX wieku Duńczycy (stąd w nazwie Danes; zaś St Clement ponieważ na patrona wybrano św Klemensa). Obecna budowla została wybudowana w 1682 roku przez Christophera Wrena, jednego z najwybitniejszych angielskich architektów. W maju 1941 roku kościół został niemalże doszczętnie zniszczony podczas bombardowań niemieckiego Blitzkriegu. Odrestaurowany dopiero w latach pięćdziesiątych, w 1958 stał się oficjalnym kościołem RAF-u.

 













Spacerując po St Clement Danes znalazłam również tablicę w posadzce jednej z naw upamiętniającą polskie dywizjony i lotników biorących udział w Bitwie o Anglię. 
Patrzyłam na nią z patriotycznym wzruszeniem.


Udział polskich lotników w Bitwie o Anglię chyba wciąż nie jest dostatecznie doceniany. Poczatkowo Polacy nie byli dopuszczani do zadań bojowych. Trochę przypadkowo, swoją nieposkromioną, instynktowną brawurą jednak przekonali do siebie nieufnych Anglików. Jak opisuje  Krystyna Kaplan w "Londynie po polsku" [Śwat Książki, Warszawa 2006]:
30 sieronia [1940 roku] podczas lotu treningowego Ludwik Paszkiewicz z Dywizjonu 303 zauważył maszyny wroga, zameldował o tym przez radio i nie otrzymawszy odpowiedzi ruszył do ataku. Pojedynke zakończył się zwycięstwem Polaków, które zadecydowało, że Dywizjon 303 został przeniesiony do zadań bojowych następnego dnia. Po wylądowaniu Paszkiewicz, doskonały brydżysta i tancerz, dostał i naganę, i pochwałę. [s. 28]











wtorek, 19 września 2017

usque ad finem

Gdzie cię poniosło! 
Zażartowała Mama, gdy wchodziliśmy na halę odlotów.

Teraz jestem tutaj.

Wciąż nie wiem, gdzie jeszcze poniesie w przyszłości.
Może jednak będziemy mieszkać w jednym mieście.
Może latać do siebie w godzinę i czterdzieści minut.
A może dzwonić do siebie przez ocean i różnice czasu?...
Nie wiem. Na razie jestem tutaj.


Na pewno jedno się nie zmieniło.
Tak samo, jak w styczniu, pomimo
 tych wszystkich ostatnich miesięcy.
No matter what 
- You are great God.
I tak niech zostanie.
Usque ad finem.

Fly on... fly on...

Lecz rozradują się wszyscy, którzy Tobie [Boże] ufają...
Psalm 5:12


wtorek, 5 września 2017

autumn leaves

O ile sobota jeszcze sprawiała wrażenie trwającego lata, o tyle niedziela nie pozostawiła już żadnych złudzeń. Do Londynu zawitała jesień. Zaciągnęła niebo chmurami raz po raz skrapiając miasto deszczem. Rzuciła na chodniki brązowe, opadłe liście. 
Spacerowałam rozkoszując się ich cudowną, szeleszczącą pod stopami muzyką i tańczącym z liśćmi wiatrem; upajającym zapachem jesieni w powietrzu. Uwielbiam!
Myślałam o tym, ile spokoju pojawia się w życiu, gdy człowiek nauczy się akceptować różne jego sezony. Takimi, jakimi są. Bez marudzenia i narzekania. Z wdzięcznością i dziękczynną modlitwą. Bo przycież wszystko ma swój czas i każda sprawa pod niebem ma swoją porę. Prawda Eklezjasto?